Artist: A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z

Songs    | Albums    | Album Arts

Song:W Malinowym Chrusniaku
Album:Zlota KolekcjaGenres:Easy Listening
Year:2000 Length:74 sec

Lyrics:

W malinowym chru?niaku, przed ciekawych wzrokiem
Zapodziani po g?owy, przez d?ugie godziny
Zrywali?my przyby?e tej nocy maliny
Palce mia?a? na o?lep skrwawione ich sokiem
B?k z?o?nik hucza? basem, jakby straszy? kwiaty
Rdzawe guzy na s?o?cu wygrzewa? li?? chory
Z?achmania?ych paj?czyn skrzy?y si? wisiory
I szed? ty?em na grzbiecie jaki? ?uk kosmaty
Duszno by?o od malin, które?, szepcz?c, rwa?a
A szept nasz tylko wówczas nacicha? w ich woni
Gdym wargami wygarnia? z podanej mi d?oni
Owoce, przepojone woni? twego cia?a
I sta?y si? maliny narz?dziem pieszczoty
Tej pierwszej, tej zdziwionej, która w ca?ym niebie
Nie zna innych upoje?, oprócz samej siebie
I chce si? wci?? powtarza? dla w?asnej dziwoty
I nie wiem, jak si? sta?o, w którym oka mgnieniu
?e? dotkn??a mi warg? spoconego czo?a
Porwa?em twoje d?onie - odda?a? w skupieniu
A chru?niak malinowy trwa? wci?? dooko?a
* * *

?ledz? nas... Okradaj? z ?cie?ek i ustroni
Z trudem przez nas wykrytych. Gniew nasz w s?o?cu pa?a!
?pieszno nam do ?ez szcz??cia, do tchów naszych woni
Chcemy pieszczot próbowa?, poznawa? swe cia?a
Wi?c na przekór przeszkodom ?renic? bezradn?
Ch?oniemy si? nawzajem, niby dwa bezdro?a
A gdy powiek znu?onych kotary opadn?
Czujemy, ?e?my wyszli z u?cisków i z ?o?a
Nikt tak nigdy nie patrza?, nie bywa? tak blady
I nikt do dna rozkoszy cia?em tak nie dotar?
I nie nurza? swych pieszczot bezdomnej gromady
W takim ?o?u, pod stra?? takich czujnych kotar!
* * *
Taka cisza w ogrodzie, ?e si? jej nie oprze
?aden szelest, co ch?tnie taje w niej i ginie
Czerwieniata wiewiórka skacze po so?ninie
?ó?ty motyl si? chwieje na z?otawym koprze
Z w?asnej woli, ze ?piewnym u celu ?oskotem
Z jab?oni na muraw? spada jab?ko bia?e
?ami?c w drodze kolejno ga??zie spróchnia?e
Co w ?lad za nim - spó?nione - opadaj? potem

Chwytasz owoc, zanurzasz w nim z?by na zwiady
I podajesz mym ustom z mi?osnym po?piechem
A ja gryz? i ch?on? twoich z?bów ?lady
Z?bów, które niezw?ocznie ods?aniasz ze ?miechem
* * *
Has?o nasze ma dla nas swe dzieje tajemne:
Lampa, gdy noc ju? zd??y ?wiat mrokiem owion??
Winna zgasn?? w tej szybie, a w tamtej zap?on??
Na znak ten oddech trac?. Ju? schody s? ciemne
Czekasz z d?oni? na klamce i, gdy drzwi otwiera
Tul? t? d?o?, co jeszcze ma ch?ód klamki w sobie
A ty w zamian przyciskasz moje r?ce obie
Do serca, które zawsze u drzwi obumiera
Wchodz? ciszkiem, jak gdyby krok ka?dy knu? zbrodni?
Mi?dzy sprz?ty, co dla mnie s? sprz?tami czarów
Sama ?cielesz swe ?ó?ko wed?ug swych zamiarów
By szcz??ciu i pieszczotom by?o w nim wygodnie
I zazwyczaj dopóty milczymy oboje
Dopóki nie dope?nisz podj?tego trudu
Ile w d?oniach twych pieczy, mi?o?ci i cudu !
Kocham je, kocham za to, ?e pi?kne, ?e twoje

* * *
Zazdro?? moja bezsilnie po ?o?u si? miota:
Kto ca?owa? twe piersi, jak ja, po kryjomu ?
Czy jest w?ród twoich pieszczot cho? jedna pieszczota
Której, prócz mnie, nie da?a? nigdy i nikomu ?
Gniewu mego ?za twoja wówczas nie ostudzi !
Poni?am dum? cia?a i uczu? przepychy
A ty mi odpowiadasz, ?em marny i lichy
Podobny do tysi?ca obrzyd?ych ci ludzi
I wymykasz si? naga. W przyleg?ym pokoju
We w?asnym si? po chwili zaprzepaszczasz ?kaniu
I wiem, ?e na skleconym bez?adnie pos?aniu
Le?ysz jak topielica na twardym dnie zdroju
Biegn? tam. ?kania milkn?. Cisza niby w grobie
Zwini?ta, na kszta?t w??a, z bólu i rozpaczy
Nie dajesz znaku ?ycia - jeno konasz raczej
A? znienacka za d?o? mnie poci?gniesz ku sobie
Jak?e ?zami przemok??, znu?on? po walce
D?wigam z nurtów po?cieli w ramiona ob??dne !
U nóg twych rozemknione pieszczotami palce
Jak?e drogie mym ustom i jak?e niezb?dne !
* * *
Z d?o?mi tak splecionymi, jakby? kl?cz?c, spa?a
W niedost?pne mym oczom wpatrzona widzenie
P?aczesz przez sen i wstrz?sem wyl?klego cia?a
B?agasz o nag?? pomoc, o rych?e zbawienie
Jeszcze p?aczu niesyt? do piersi ci? tul?
A ty goisz si? we mnie, niby lgn?ca rana
A ja p?acz twój ca?uj?, biodra i kolana
I rami? i zsuni?t? z ramienia koszul?
Lecz karmiony ust twoich sp?akanym oddechem
Nie pytam o tre?? widze?. Dopiero z porania
Zadaj? ciemn? noc? t?umione pytania
Odpowiadasz bez?adnie - ja s?ucham z u?miechem
* * *
Wysz?o z boru ?lepawe, zjesienia?e zmrocze
Sp?odzone samo przez si? w sennej bezzadumie
Nieoswojone z niebem patrzy w podob?ocze
I w?szy ?wiat, którego nie zna, nie rozumie
Swym cielskiem kostropatym k?pie si? w ka?uzy
Co n?ci, jak o?ywczych jadow pe?na misa
Czo?gliwymi mackami krew z kwiatów wysysa
I cieklin? swych m?tow po ziemi si? smu?y
Zwierz?, co trwa? nie zdo?a zbyt d?ugo na ?wiecie
Bo wszystko wokó? tchnieniem zatruwa i gasi
Lecz gdy ty bia?? d?oni? g?aszczesz je po grzbiecie
Ono, mrucz?c, do stóp twych korzy si? i ?asi
* * *
Czasami mojej ?lepej pos?uszny ochocie
Pragn? w tobie mie? czujn? na byle skinienie
S?ug?, co pieszczotami gasi me pragnienie
A ty jeste? tak zmy?lna i zwinna w pieszczocie!
Gdy twój warkocz, jak w s?o?cu wybuja?e ziele
Tchem rozwartych ogrodów m? dusz? owionie
G?ow? tw?, niby puchar, ujmuj? w swe d?onie
I wargami w ?lad dreszczu prowadz? po ciele
I raduj? si?, ?ledz?c t? warg?, jak zmierza
Do mej piersi kosmatej, widnej w niedomroczu
W której marz? pier? w lesie rycz?cego zwierza
I staram si?, gdy pie?cisz, nie traci? go z oczu
* * *
Ty pierwej mg?y dosi?gasz, ja za tob? w ?lady
Zd??am, by si? w tym samym zaprzepa?ci? lesie
I tropi?c twoj? blado??, sam si? staj? blady
I zdybawszy twój bezkres, sam gin? w bezkresie
A potem wzieram w oczy, by zgadn??, czy do?? ci
Omdlenia, co si? nogom udziela, jak szcz??cie
I twe d?onie, jak w paki, mn? w zdrobnia?e pi??cie
By si? w nich doca?owa? twych chrz?stek i ko?ci
A one wypuklej? na d?oni przegibie
Niby pestki owoców, zró?owionych znojem
I nie?mia?ym do ust mych garn? si? wyrojem
Zatajone w swej ciep?ej od pieszczot siedzibie
Ich dotyk budzi wzrusze? zaniedbanych krocie
A ty, tul?c je w warg mych rozrzewnion? cisz?
Dziecinniejesz w u?cisku, malejesz w pieszczocie
Chwila - a ju? ci? do snu z lat dawnych ko?ysz?
* * *
Zazdro?nicy daremnie chc? pochlebi? pierwsi
Czarom skrytym w twym ciele z moj? o nich wiedz?!
Oczy, co si? rz?sami nie tkn??y twych piersi
Czyli? pustym domys?em te czary wy?ledz??
Kto w chwili poca?unków nie zagrza? swej d?oni
Na twych bioder nawrza?ej ??dz? przegi?cinie
Nie potrafi okre?li? upoje? tej woni
Co z ciebie, jako z ró?y, snem potartej, p?ynie
Kto ustami w nóg twoich nie wduma? si? dreszcze
Nigdy do?? nie wys?owi twych oczu omdlenia
A cho?by je dzie? ca?y bada? bez wytchnienia
Nie wypatrzy z nich tego, co ja z nich wypieszcz?!
* * *
Zmieniona? po roz??ce ? O, nie, nie zmieniona !
Lecz jaki? kwiat z twych w?osów zbieg? do stóp o?tarzy
A, cho? brak tego zbiega nie skala? twej twarzy
Serce me w tajemnicy przed twym sercem kona...
Dusza twoja ?mie marzy?, ?e, w gwiezdne zamiecie
Wdumana, b?dzie trwa?a raz jeszcze i jeszcze -
Lecz cia?o ? Któ? pomy?li o nim we wszech?wiecie
Prócz mnie, co tak w nie wierz? i kocham, i pieszcz? ?
I gdy ty, szepcz?c s?owa, z ust zrodzone znoju
Dajesz pieszczotom uj?cie w tym szepcie, co pa?a
Ja, zamilk?y wargami u piersi twych zdroju
Modl? si? o twojego nie?miertelno?? cia?a




 

All lyrics are property and copyright of their owners.
2025 Zortam.com