Z tobą jest trochę jak z opłatkiem Jesteś po wierzchu lekko przezroczysta Chciałbym nie musieć patrzeć Kiedy nie umiem cię przeczytać Mówisz, że mnie wcale nie lubisz Ale lubisz siebie w moim towarzystwie Z chęcią poddajesz się zniechęceniu Wolisz nie umieć, wolisz nie myśleć
Szukasz kogoś, kto cię lekko uszkodzi Jak dyktator wtrąci do własnego raju Kontrast ustawiasz szotami w barze Byle nie widzieć swoich własnych braków Mówisz, że kochasz mnie, kochasz tak bardzo Lecz nie lubisz kim się ze mną stajesz Bo stajesz się tym kim cię widzieć pragnę Jaką cię biorę, taką się oddajesz
Czasem musimy się trochę upodlić Żeby dalej móc na siebie patrzeć Czasem musimy coś w sobie wymodlić Żeby dalej móc dla siebie znaczyć Czasem musimy się trochę upodlić Żeby dalej móc na siebie patrzeć Czasem musimy coś w sobie wymodlić Żeby dalej móc dla siebie znaczyć