A kiedy spokój spBywa do oczu
Kiedy na horyzoncie miasta wtBy ksztaBt
Kiedy o[lej Bki
W polu chwiejny mak
Do snu ukBada si
CaBy [wiat
ZasBuchany w pie[D
O koByszcych si li[ciach
Wtedy dopada mnie i Bapie za kark
Zaciska pi[ci i rzuca na piach
Zamykam oczy i z caBej siBy woBam we [wiat
A zBo[liwe echo... echo... niesie tak
Bo ona ona ró|ne ma imiona
Jedni woBaj j miBo[
Inni zgaga pieprzona
Bo ona ona imiona ró|ne ma
Jedni woBaj j szcz[cie
Niepojte
Inni samica psa
Bo ona ona ró|ne ma imiona
Jedni woBaj j miBo[
Inni zgaga pieprzona
Bo ona ona imiona ró|ne ma
Jedni woBaj j szcz[cie
Niepojte
Inni pani na K.